
Ano, jak koty uratowały Trójwieś od plagi szczurów, to górale z wdzięczności wybudowali im zamek, w którym to koty żyły długo i szczęśliwie pod opieką miejscowych gospodyń.
Dobrze, to sam sobie wymyśliłem na poczekaniu. Tak nikt nie twierdzi.
‘Koci’ zamek był tak naprawdę ‘Koczy’, tylko jak wiemy, w Trójwsi nie mówi się ‘po naszymu’, iny ‘po nasziymu’. Zmiękczono sobie nazwę, tak jak zmiękcza się tam wiele innych słów
A Koczy, czy raczej Kocsi, był to syn węgierskiego grafa, który zakochał się, a jakże, w pięknej młodej góralce, którą wziął za żonę zamiast mniej pięknej baronowej i wybudował im zamek w beskidzkiej wsi. Zezłościło to jego tatę – grafa i ten kazał uprowadzić góralkę. Przy próbie porwania góralka zginęła, jej mąż umarł ze zgryzoty, a górale rozebrali zamek na cegły. Czy tam kamienie. I dlatego po zamku zostało wzgórze zwane ‘Koczym Zamkiem’.
Tak wymyślili sobie inni i tak się opowiada. Tak też raczej nie było.
Najprawdopodobniej nazwa ‘zamku’ pochodzi od czeskiego ‘Koči/kočá’ (woźnica/kareta), pochodzącego od węgierskiego ‘kocsi’ (wóz), które to słowo z kolei (podobnie jak polski ‘koczownik’) pochodzi od tureckiego korzenia ‘göç’ (czyt. ‘gocz ’- koczować/migrować).
Ano, najprawdopodobniej na wzgórzu gdzieś po 1434 zatrzymali się szukający schronienia za granicą taboryci, czyli odłam czeskich husytów. Taboryci znani byli z tego, że tworzyli prowizoryczne fortyfikacje z powiązanych ze sobą wozów (kocsi/kočá!). Takie też, dla bezpieczeństwa roztoczyli wokół górki, na której urządzili sobie postój. I górka została ‘wozowym’, czyli właśnie ‘koczym’ zamkiem’.
Ale może taboryci mieli ze sobą jakieś koty, co?