
Jest noc z 31 marca na 1 kwietnia Roku Pańskiego 1715. W świadniowskiej karcznie niedaleko Frydka jest głośno. Zbóje mają gest: leje się wino, pachnie pieczony prosiak, tańcują wiejskie dziewuchy.
Nikt nie przeczuwa, że zabawa skończy się przed czasem. Skończy się też życie i zbójecka kariera młodego Ondraszka. Nie da się on jednak złapać i powiesić jak jakiś byle Janosik.
Muzyka gra. Dorotkę, narzeczoną Ondry do tańca porywa jego druh i kuzyn, Juraszek.
Juraszek gestem prosi Ondraszka o użyczenie ciupagi. Zatańczy zbójnickiego.
Dorotka patrzy wymownie na narzeczonego. Wie, że ciupaga jest zaczarowana. Ondraszek jest jednak w dobrym humorze i wśród swoich. Podaje broń kuzynowi.
Szybki cios ciupagą w głowę. Tak ginie największy zbójnik regionu.
Juraszek połakomił się na 100 florenów, nagrodę za głowę herszta bandy. Liczył też obiecaną amnestię.
Ciało Ondraszka poćwiartowano i ku przestrodze rozesłano po okolicy.
A zdrajca Jurasz? Rok później został stracony przez łamanie kołem w Cieszynie.
A jak było naprawdę? Właśnie tak. Koniec Ondraszka jest dobrze udokumentowanym historycznym faktem.
No może poza magiczną ciupagą. Chociaż kto wie?