
Głęboka rosyjska prowincja, niedaleko źródeł Jenisej, ponad 6000km drogi od Ustronia.
Jechałem dawno temu stopem do Republiki Tuwa przez góry Ałtaj w Kraju Kransnojarskim. Kierowca opowiadał mi miejscowe legendy o przemarszu wojsk Dżyngis Chana i o duchu jego córki zaklętym tam w górskim jeziorze.
Ponad 6000km dalej, z domu w Ustroniu widzę zieloną Czantorię. Za dzieciaka słyszałem, że sam Dżyngis podczas swojego najazdu tam obozował, ze szczytu obserwując okolicę.
Tyn sóm Dżyngis dóma za za oknym, ten sam Dżyngis w najodleglejszym miejscu, w jakim kiedykolwiek byłem.

Dżyngis znaczy wielki. Wielki Chan był wielki. O tatarach mamy tutaj jeszcze kilka historii.
Oczywiście samego Dżyngisa nigdy u nas nie było. W czasie mongolsko-tatarskiego najazdu na Polskę, Śląsk i Węgry 1237-42 Wielki Chan już nie żył. Główny szlak przemarszu jego spadkobierców przechodził jednak niedaleko i nie jest wykluczone, że jakiś czambuł tędy przemaszerował. Być może koło Cieszyna, na Węgry, przesmykiem Jabłonkowskim.

Historycznie – być może. Według naszych podań – na pewno. O tym będzie w kolejnych postach.